DRIZIT TAXI DRIVER
Odstawmy jednak Rycha na (z)boczny parking bowiem nie on będzie bohaterem dzisiejszej nocy. Niech rozwozi spokojnie sterydy a my tymczasem poznajmy Maxa (Jamie Foxx), kolegę po fachu Ryszarda, z tą różnicą, że obydwoje pracują na innych półkulach. Max, nocny taksówkarz z Los Angeles traktuje swoją posadę jako tymczasową. Naprawdę musi mieć silną wolę bo swą taryfą jeździ już ładnych parę lat. Jego marzeniem jest własna firma zajmująca się wynajmem luksusowych limuzyn. Sądząc po tym jak Max dba o swą taksówkę i klientów miałby naprawdę duże szanse w tym interesie. Jednak odłożenie wymaganej kwoty nie jest łatwe, stąd gdy trafia się pasażer oferujący kilkaset dolarów za "rundkę" po mieście pomimo sprzeczności z zasadami korporacji Max daje się namówić aby tajemniczego klienta podrzucić do kilku "znajomych".
Owym pasażerem jest Vincent (Tom Cruise) człowiek o wyglądzie biznesmena - modny garnitur, tablet i skórzana teczka warta pewnie tyle ile cała taksówka. Jak to w życiu bywa pozory mylą. Właściwie cała noc minęła by spokojnie gdyby nie to, że pierwszy ze "znajomych" Vincenta, wypada z wysokości 2 piętra dokładnie na samą taksówkę Maxa. Z pewnością nie było to wynikiem potknięcia bowiem nieszczęśnik ma wyraźne rany postrzałowe. No i w tym miejscu zaczyna się noc pełna wrażeń, pościgów strzelanin i spotkań z gangsterami. Więcej z fabuły tardycyjnie nie zdradzę. Jaka rolę w filmie grają Polacy i czy na tablecie był ściągnięty SS-NG tego dowiecie się już z kina.