MARTIN: …Jest impreza u Cygana my musimy tam być/ Można będzie do rana świrować i pić/ Ktoś już wezwał gliny, chyba jadą tu…
Tymczasem w mieszkaniu Zygmunta wytwarza się magnetyczna atmosfera. W powietrzu współgrają ze sobą testosteron i feromony.
Zygmunt zapala dwie świece gromniczne i kładzie je na stole. Podchodzi do swojej wieży hi-fi, którą przemycił z Albanii i włącza romantyczną muzykę. Niespodziewanie, jak zresztą zawsze w takich sytuacjach ciało Zygmunta przywiera do Kate… Zygmunt zaczyna powoli rozpinać jej… Aż nagle dzwoni telefon.
KATE: Proszę, nie odbieraj. Nie psuj miłej atmosfery.
ZYGMUNT: Muszę…
Zygmunt wyciąga swoją Nokię, którą kupił na giełdzie samochodowej w Mysłowicach u znajomego Rumuna.
Po chwili telefon wypada mu z rąk, uderzając o polichromowaną podłogę… Na jego policzkach pojawiają się krystaliczne łzy…
KATE: Co jest Zygmunt, coś się stało?
ZYGMUNT: Watykan…Watykan…Watykan nie żyje. Został zakatowany niedaleko “Jamaica Night Club”.
Nagle Zygmunt spontanicznie bierze ze stołu klucze i daje je Kate. Sam szybko
wybiega z domu…
Po chwili Zygmunt jest już pod “Jamaica Night Club”. Wszyscy wiedzą o tragedii, która wstrząsnęła tej nocy tą śląską metropolią.
Impreza już się skończyła; goście porozchodzili się do domu; zostali tylko znajomi; policjanci przesłuchują ludzi.
ZYGMUNT: Gdzie on jest?
Martin pokazuje na worek plastikowy…
ZYGMUNT: Wiedzą, kto, mają świadków?
MARTIN: Podobno przewieźli na komendę gościa, który coś widział, ale nie jest to pewne.
ZYGMUNT: Sam znajdę tych skurwysynów i wymierzę należną im karę! Śmierć!
MARTIN: Zygmunt, daj spokój. Policja ich znajdzie! Nie rób nic, czego możesz żałować.
Tymczasem Zygmunt odwraca się i woła do gapiów.
ZYGMUNT: Co jest kurwa! Trupa kurwa nie widzieliście. Rozejść kurwa się! I to kurwa już.
W kilka godzin później Zygmunt jest już u siebie. Po Kate zostało tylko wspomnienie i kartka na stole, na której widniał jej adres i numer telefonu.
A po Watykanie cóż zostało? Wspomnienie i chęć zemsty…
ZYGMUNT: Zabiję, zabiję ich…
Podchodzi do szafy i po chwili wyciąga z niej guna i strzelbę myśliwską, którą, podobnie jak kobietę, łamie się w połowie i przeładowuje.
Wyciąga również teczkę, a z niej notes z telefonami, by za moment wprowadzić do telefonu dziewięć cyferek…
ZYGMUNT[przez telefon]: Condi? Tu Zygmunt.
ZYGMUNT[przez telefon]: Mieszkasz tam gdzie, kiedy?
ZYGMUNT[przez telefon]: Za 4 godziny będę u ciebie!
Tymczasem za Brynicą, w Sosnowcu siedziba filii tajnego oddziału “Dresów Czteropaskowych” stale tętni życiem. W przyciemnionym pokoju rozmowę o losach przyszłego Państwa Dresiarskiego prowadzą Mirko von Dress i Dress IV.
DRESS IV: Jak więc idą sprawy związane Państwem Dresiarskim?
MIRKO VON DRESS: Wszystko w najlepszym porządku. Funkcje ministerialne są już rozdzielone, podstawy stworzone. Czekamy tylko na sygnał Wielmożnego.
DRESS IV: Będę musiał jednak chyba ostudzić na razie twoje zapędy.
MIRKO VON DRESS: Słucham? O co Wielmożnemu chodzi?
DRESS IV: Nie tylko mnie. Zgadzają się również ze mną oddziały emigracyjne dresiarzy oraz środowiska dresiarskie skupione przy kurii kościelnej oraz mające wpływy na młodzież o poglądach dresowych przebywającą tłumnie na oazach kościelnych. Wiesz przecież ze ośrodki te mają w sobie ogromną potęgę i nie powinno im się przeciwstawiać. Zresztą nie ma sensu, gdyż uważam podobnie jak brać skupiona wokół księdza prałata. Zanim proklamujemy Nasze Państwo i się ujawnimy musimy najpierw wzrosnąć w siłę a to potrwa. Najpierw rozwińmy się jako dobrze funkcjonujące państwo podziemne a potem pomyślimy nad resztą. Co ty na to?
MIRKO VON DRESS: Wielmożny wybaczy, ale to jest nie to zrealizowania. Musimy proklamować państwo i to jak najszybciej. Tylko to spowoduje nasz rozwój.
DRESS IV: Niestety… Decyzje podjąłem już dawno. Przyjechałem cię tylko o tym bezpośrednio poinformować.
Dress IV podnosi się z krzesła i zmierza do drzwi.
DRESS IV: Idę odpocząć. Do jutro.
Dress IV dystyngowanym krokiem wychodzi. Mirko von Dress wstaje, podnosi krzesło i rzuca nim o ścianę.
MIRKO VON DRESS: Głupiec. Nie pozwolę żeby nas zdradził, tak jak kiedyś uczynił to Leszek II Dress! Sam wykonam do końca dzieło przeznaczenia. “Dresy Czteropaskowe” liczą na mnie i nie zawiodę ich.
Tymczasem w Katowicach do akcji wkracza Zygmunt. Maszeruje po schodach jednego z katowickich familoków, by w końcu dotrzeć do upragnionego celu.
Drzwi otwiera mu młody mężczyzna. To oczywiście Condi, właściciel sieci haremów - ”Condi & Mario: No Sex, No Fun”
CONDI: Zygmuś, kope lat! Co u ciebie słychać? Jak tam Watykan.
ZYGMUNT: Nie żyje.
Condi przysiada ze zdumienia.
CONDI: Co? Watti nie żyje?
ZYGMUNT: Został zakatowany. Wczoraj… Właśnie dlatego tu jestem. Muszę się dowiedzieć, kto to zrobił lub, kto to zlecił. A kto jak kto, ale ty masz wtyki na “mieście” podobno niezłe.
CONDI: Nie no, Zygmunt, pewnie. Postaram się czegoś dowiedzieć. Przecież to był tak samo mój kumpel jak i twój.
ZYGMUNT: Dzięki stary. To spadam, masz mój numer?
CONDI: Tak, spoko, ale myślałem, że wejdziesz.
ZYGMUNT: Sorki, ale się spieszę. Narka…
Wkrótce Zygmunt ponownie jest u siebie w mieszkaniu. Stoi przy oknie wpatrzony wprost na osiedlowy sex-shopik, do którego chwilę wchodzą emerytki z kółka szwaczek….
Wtem ktoś dzwoni do drzwi. Zygmunt podchodzi do drzwi i je otwiera…
ZYGMUNT: Martin co ty tu robisz?
MARTIN: Słuchaj, jutro wyjeżdżam do Dąbrowy Górniczej na spotkanie z inwestorem strategicznym.
ZYGMUNT: Czyli z kim?
MARTIN: Z przedstawicielami firmy budowlanej “Wrocławska Jedynka”, ale chodzi o to, że “Jamaica Night Club” będzie prowadzona przez najbliższy tydzień przez Bolesława i Andrew. Jakbyś mógł to zaglądaj tam od czasu do czasu. Dobra?
ZYGMUNT: Spoko.
MARTIN: Dzięki. Nara.
|
W Sosnowcu tymczasem rozgrywa się walka o władzę…
W siedzibie filii tajnego oddziału “Dresów Czteropaskowych”, w przyciemnionym pokoju na krześle siedzi Dress IV. Niepostrzeżenie do pokoju wchodzi Mirko von Dress. I cichym krokiem sunie w stronę Dressa IV
MIRKO VON DRESS: Wielmożny wybaczy, ale będę mu musiał przeszkodzić.
DRESS IV: Tak? O co chodzi?
MIRKO VON DRESS:O co chodzi? O to, że Wielmożny działa na szkodę “Dresów Czteropaskowych, a na to nie pozwolę…
Mirko von Dress wyciąga guna i mierzy z niego do Dress’a IV
MIRKO VON DRESS: Wielmożny chce nasze wołanie o prawo do samoistnienia stłamsić. Chce nas zdradzić. A może Wielmożny sam chce proklamować Państwo Dresiarskie ze stolicą w Sosnowcu a potem wszystko przypisać sobie? To chciwość…
Mirko von Dress drapie się lufą guna po głowie, by po chwili rzec…
MIRKO VON DRESS: A chciwość to jeden z grzechów głównych…
DRESS IV: Boldog ujyjwet kiwanok dressok.
MIRKO VON DRESS: Co?
Nagle Dress IV pada na podłogę. Na ziemi pojawia się plama krwi. A z cienia przy drzwiach wynurza się tajemnicza postać…
MIRKO VON DRESS: Paco?
PACO: We własnej osobie. Teraz pora na ciebie…zawszony dresiarzu.
Mirko von Dress zaczyna się śmiać. Wtem nagle Paco podchodzi do niego wyrywa mu pistolet z ręki. Rozpoczyna się walka między Paco a Mirko von Dress’em. Nagle do pokoju wbiegają Daniel i Mirek. Mirko von Dress leży na podłodze z krwawiącą twarzą… Paco zniknął…
MIRKO VON DRESS: Fuck!
MIROSŁAW: Co się stało.
MIRKO VON DRESS: Dress IV nie żyje. Zabił go Paco, mentor i współtwórca Antydresiarskiej Powstańczej Armii.
W tym samym czasie w mieszkaniu Zygmunta rozlega się polifoniczny dzwonek.
ZYGMUNT: Tak, słucham
CONDI[przez telefon]: Tu Condi. Wiem, kto zabił Watykana. Chodzi o niejakie “Dresy Czteropaskowe”. Ale to nie rozmowa na telefon. Spotkajmy się lepiej za 4 godziny w parku im. Feliksa Dzierżyńskiego…
Zygmunt stoi wpatrzony w podłogę…. Tymczasem w mieszkaniu Condi’ego i Maria, właścicieli sieci haremów - ”Condi & Mario: No Sex, No Fun” czuć gorącą atmosferę…
CONDI: Mario!
MARIO: Tak.
CONDI: Idę do Barti’ego Mamloc’a. Jakby coś mi się stało przekaz ją Zygmuntowi.
Condi przekazuje Mario’wi dyskietkę i po chwili znika w mroku nocy… Wynurza się z niego w przedwojennym familoku, który był celem jego wędrówki. Condi wchodzi spróchniałymi schodami na drugie piętro i puka w czerwone drzwi z napisem ”Kurwom i akwizytorom wstęp wzbroniony”. Po chwili otwiera mu jakaś kobieta w szlafroku z wałkami na głowie i papierosem w ręce.
CONDI: Jest Barti?
KOBIETA: Taa, już wołam.
Odwraca się…
KOBIETA: Barti! Ktoś do ciebie!
Po chwili w drzwiach staje jakiś żul; ma kilkudniowy zarost, włosy na żelu i dwa papierosy w ręce. To Barti Mamloc
CONDI: Czołem Barti.
BARTI MAMLOC: Eee, Condi. Gitnie żeś wpodł. Pakuj, że się do środku. Ee, Rysia przynieś nu dwa browca. Ni widzisz ży jo kumpla przyjmuja?
BARTI MAMLOC: A więc co ci ku mnie kozoło przyjść? Kupa czasu ciem ni widzioł.
CONDI: Pamiętasz Watykana?
BARTI MAMLOC: Nu, jo pamętom.
CONDI: Nie żyje został zamordowany parę dni temu.
BARTI MAMLOC: Ło pieronie. Chyba se machne szluga bez filteryja. Eee, Rysia przynieś nu mi populara.
Do pokoju wchodzi Rysia i podaje Barti’emu paczkę “Popularnych”….
BARTI MAMLOC: Surry, ale se musza sztachnąć bo żem się zagrzoł. W czym moga pomoc.
CONDI: Znasz niejakich “Dresów Czteropaskowych”?
Barti po usłyszeniu nazwy “Dresów Czteropaskowych” wypluwa papierosa z ust.
BARTI MAMLOC: Suchej mnie teraz. Nia zadziraj z niemi. Oni są silnyjszi niż ci se chopie wydoje. Rodza ci dobrze.
CONDI: Ale Barti co ty…
BARTI MAMLOC: Suchej zostow mnie. Jo nic ni wim.
Po chwili…
BARTI MAMLOC: Wisz chybo gdzie mom drzwi?
Po wyjściu Condi’ego Barti podchodzi do aparatu telefonicznego…
BARTI MAMLOC[przez telefon]: Daniel? Tu Barti. Momy kłupoty!
CDN
|